wtorek, 4 lutego 2014

Miejskie ogrody działkowe


Tak się złożyło, iż pierwszy z moich wpisów poświęcony będzie tematowi nowej ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych, która weszła w życie około dwóch tygodni temu. Wielu osób zainteresowanych przyłączeniem się do PZD (Polski Związek Działkowców) zastanawia się, czy zmiany przyniosą coś dobrego. Co zatem wprowadza nowa ustawa? Otóż po pierwsze PZD zostanie przekształcone w stowarzyszenie. Stworzenie nowej ustawy jest efektem wątpliwości Trybunału Konstytucyjnego co do dotychczasowej formy tej organizacji, która, jak wiemy ma już kilkadziesiąt lat i powołana została za czasów poprzedniego ustroju politycznego. Zgodnie z tym, co uchwalono, PZD ma się przekształcić w stowarzyszenie.

Ponadto związek ma stracić monopol na zarządzanie ogródkami działkowymi. Członkowie poszczególnych ogrodów mają rok na podjęcie decyzji, czy pozostają w jego ramach, czy się odłączają i zakładają swoje własne małe stowarzyszenie. Od razu zauważyć można jeden minus tego zapisu. Ustawa określa czas, w którym działkowicze mają podjąć decyzję. Zatem przyszli użytkownicy, którzy pojawią się za rok czy dwa, nie będą mieli już takiej możliwości.

Dalie na moim balkonie w centrum Wrocławia

Odłączać się zatem czy nie? Od dawien dawna wielu działkowiczów narzeka na PZD i istniejące zarządy. Uważają, że zarządzanie nie jest przejrzyste. Nie wiem, jak to wygląda w innych miastach, a u nas we Wrocławiu z rzadka mam okazję kontaktu z Zarządem Głównym. Z osobistego doświadczenia wiem, że to na najniższym szczeblu zarządzania mogą występować pewne niejasności, a w praktyce wynika to zazwyczaj z tego, iż pojedyncze małe ogrody nie posiadają kont bankowych i stron internetowych, a przedstawiciele lokalnych władz urzędują w jakimś baraku przez dwie godziny tygodniowo i to tylko od maja do czerwca. Dodam, że - z tego, co wiem - nikt nie otrzymuje żadnych gratyfikacji finansowych z samego tytułu bycia gospodarzem czy prezesem ogrodu. Diety zwykle wypłacane są w tego typu organizacjach jedynie za godziny spędzone na obradach. Druga kwestia, iż działkowicze często nie chcą zaangażować się w kwestie administracyjne i unikają zebrań. Kiedyś jedna z działkowiczek narzekała, że w czasie obrad członkowie Zarządu raczyli się trunkami wysokoprocentowymi i w związku z tym nie miała ochoty brać udziału w spotkaniu. Wcale jej się nie dziwię. Pewnie nie składałabym skargi w takiej sytuacji, bo to raczej jedynie wzbudziłoby niechęć wobec mojej osoby, jednak zaangażowałabym się w aktywizację reszty działkowiczów i w trakcie następnych wyborów dołożyła wszelkich starań, aby wybrać właściwe osoby. Problem w tym, że zazwyczaj nie ma kogo powołać do zarządu, bo niewiele osób chce się angażować w opiekę nad działkami. W każdym razie mam nadzieję, że sytuacje głęboko patologiczne zdarzają się nieczęsto.

Jakie są zaś powody, aby się nie odłączać? Osobiście uważam, że nie jest to dobre rozwiązanie ze względu na czyhające niebezpieczeństwa. W przypadku dążeń gminy do likwidacji ogrodu, np. pod wpływem nacisków deweloperów czy innych wpływowych gigantów mających chrapkę na dany kawałek gruntu, nieduża organizacja będzie znajdować się w gorszej sytuacji niż ogród podlegający pod PZD, które jest silną organizacją z dobrym zapleczem prawnym. Być może nowa ustawa zabezpiecza interesy działkowiczów na tyle, iż nie trzeba się obawiać, lecz niestety nie przekonamy się o tym w przeciągu jednego roku. Przynajmniej nie w praktyce.

Kolejna sprawa - dla mnie chyba najważniejsza - to zapis o tworzeniu nowego ogrodu w sytuacji likwidacji starego. Dotychczas w takim przypadku działkowicze mogli liczyć jedynie na odszkodowanie za altankę i nasadzenie. Jeśli to prawda, że będzie się powoływać nowe ogrody to bardzo dobrze! U nas we Wrocławiu prezydent Dutkiewicz chciałby podobno zlikwidować wszystkie działki w obrębie miasta. Rozumiem argumenty, które za tym przemawiają, jednak jestem zwolennikiem miejskich ogrodów i mam nadzieję, że z pomocą nowej ustawy przetrwają. Należy pamiętać, że ogrody działkowe to nie jest jedynie relikt PRLu. We wrześniu minionego roku Zakład Geografii Kompleksowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu zorganizował międzynarodową konferencję zatytułowaną „Urban Allotment Gardens in European Cities - Future, Challenges and Lessons Learned” (Miejskie ogrody działkowe w miastach europejskich...). Badacze poruszali m. in. kwestie roli społecznej miejskich ogródków działkowych, a także ich wartości ekologicznej. Mam nadzieję, iż niebawem ukaże się pokonferencyjna publikacja na ten temat.


Zeszłoroczne pomidory


Póki co polecam film The Homegrown Revolution (nakręcony przez Path to Freedom) na temat miejskiego ogrodu prowadzonego przez rodzinę Dervaes. To niezwykły i bardzo inspirujący dokument, który pokazuje, jak można niemalże uniezależnić się od zakupów spożywczych, mimo iż mieszka się w mieście posiadając niewielki areał ziemi. Oczywiście Pasadena jest w Kalifornii, gdzie temperatury i ilość słońca są zupełnie różne niż w Polsce. Dodam jednak, że tegorocznej zimy było na tyle ciepło, iż w szklarni można było aż do styczniowych mrozów hodować brukselkę, jarmuż, szpinak, sałatę, marchewkę itd.








Wracając jednak do ustawy, nie będziemy płacić podatku od gruntu, jak wcześniej zapowiadano. Małżonkowie, konkubenci i w ogóle członkowie rodziny będą dziedziczyć ogródek - czyli tak samo jak wcześniej - jednak zostały określone nieprzekraczalne terminy, do kiedy muszą zgłosić się do stowarzyszenia zarządzającego danym ogrodem i uregulować sprawę., m. in. zostać jego członkiem.

Zeszłoroczne pomidory uprawiane na tarasie mojego bloku

Co do mojej historii z PZD, to wychowałam się krążąc między działką Rodziców a działką Dziadka, które położone były na Wyspie Puckiej w Szczecinie. Spędzaliśmy tam wiele letnich weekendów i majówkę. W sobotę ciężka praca, a w niedzielę rekreacja. Praca dotyczyła przede wszystkim Rodziców, bo my dzieciaki spędzałyśmy wiele czasu na zabawie, także na terenach otaczających działkę, które oddzielały ogrody od Odry. Robiliśmy sobie łuki i bawiliśmy się w nadrzecznych zaroślach.

Wizyta na naszej działce na Wyspie Puckiej w Szczecinie, na zdjęciu ja i mój Brat

Innym regularnie przez nas odwiedzanym miejscem było Wielkie Pole obok Stryszowa (Małopolska), skąd pochodzą moi Dziadkowie od strony Mamy. Tamtejsza rodzina do dziś para się rolnictwem. Ja zaś z nostalgią wspominam każde wakacje spędzone w małym gospodarstwie siostry mojej Babci, cioci Józi, która nigdy nie wyszła za mąż i zakończyła swoje niezwykłe dzieje żyjąc z sympatycznym kundelkiem Reksiem i krową, której imienia nie pamiętam. Kiedy byłam w podstawówce marzyło mi się, aby po jej zakończeniu przeprowadzić się do cioci i wszystkiego od niej nauczyć. Chciałam od jesieni do wiosny dojeżdżać do szkoły, a resztę czasu spędzać obcując z Matką Ziemią.

Ciocia Józia, Mama i ja - Wielkie Pole k. Stryszowa

Ciocia odeszła w latach 90., a jej góralska chałupa z bali i otaczające ją pola zostały kilka lat temu sprzedana. Podobny los spotkał ogród moich Rodziców w Szczecinie ja sama zaś od lat mieszkam we Wrocławiu i jestem członkiem tutejszego okręgu PZD. Na razie już po raz po raz drugi zmieniam działkę w związku z przeprowadzką. Obecnie zdecydowałam się na ogródek za oknem mojego nowego mieszkania. Tym razem nie jest to miejsce wynajmowane, więc raczej dłużej tu zabawię. W międzyczasie mieszkałam też przez około dwa lata w górach w Rudawach Janowickich, gdzie pomagałam w prowadzeniu ogrodu moich przyjaciół. Czasem tam wracam i wtedy spędzamy czas w pieląc w polu i rozmawiając. 

Na razie właściwie nie uprawiam działki, a jedynie zbieram owoce i koszę trawę. Warzywa natomiast hoduję na tarasie w bloku w okolicy Aquaparku. Tak przynajmniej było w zeszłym roku. W tym zaś być może część upraw przeniosę na swoją nową działkę, która położona jest obok naszego nowego mieszkania. Wszystko zależy, na kiedy przypadnie przeprowadzka.


Sałaty hodowane w butelkach po wodzie mineralnej


Drzewko, które wyrosło z przytarganego spod śmietnika suchego drewnianego badyla z korzeniami